DS 22-24.10.10-modl-5h
Modlić się nieustannie
„Trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać” (Łk 18, 1).
Tymi słowami chciał nam Pan Jezus powiedzieć, że modlitwa jest nam tak potrzebna jak powietrze, jak pokarm. Bez pokarmu, a zwłaszcza bez powietrza, nie moglibyśmy żyć ani dnia. A przecież dusza jest ważniej-sza od ciała, bo jej życie się już nigdy nie skończy. Chrystus nigdy nie przesadza, nigdy nie rzuca słów na wiatr. „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nigdy nie przeminą” (Mt 24, 35).
Co chciał Jezus powiedzieć mówiąc: „Zawsze się modlić trzeba, a nigdy nie ustawać ?” Że modlitwa jest jak ten pokarm dla ciała, o który mo-dlimy się codziennie: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”(Mt 6, 11). Na innym miejscu powiedział Chrystus: „Moim chlebem jest pełnić Wolę Ojca”(J 4, 35. I pełnił tę Wolę Ojca nie tylko przez czyny, lecz także przez co-dzienną, serdeczną rozmowę z Ojcem. Często całe noce spędzał na mo-dlitwie, a przed Męką modlił się tak intensywnie, że aż krople potu spły-wały mu z czoła.
Jezus nie potrzebował się modlić, bo sam był Bogiem, ale modlił się jako człowiek, a także aby uzmysłowić ludziom, jak bardzo konieczna jest ta czynność w oczach Bożych. Bez oddychania nie sposób żyć. Bez kar-mienia się modlitwą nie można oddychać Bogiem, otwierać się na Jego działanie, przyjmować Jego łaski. Bez łaski nie można osiągnąć życia wiecznego. Kto z Bogiem nie rozmawia na ziemi, nie może być przygo-towany do dialogu z Nim w niebie.
Do tych ludzi, którzy z Bogiem nie rozmawiali na ziemi, powie Jezus na Sądzie Ostatecznym: „Nie znam was”(Mt 25, 12). Dziecko, które na ziemi przestało rozmawiać ze swoimi rodzicami, po prostu przestaje być dzieckiem, staje się kimś obcym, nie należącym do rodziny. Jakże wytłumaczy się człowiek przed Bogiem na Sądzie z za-niedbania modlitwy? Że nie było czasu? Że były ważniejsze sprawy do załatwienia?
Wtedy usłyszy z ust świętego Michała Archanioła te słowa „Któż jak Bóg?” Któż był ważniejszy w twoim życiu? Drugi człowiek? Pieniądz? Ciało? Telewizor? Samochód? Rozrywka? Alkohol? Seks? I tak można by dłu-go wyliczać sprawy, które bez reszty angażują człowieka i nie pozwalają mu uklęknąć do codziennej porannej i wieczornej modlitwy, do pójścia do kościoła, do wzniesienia myśli i serca do Boga. Ale przecież żadna z tych wymówek nie może usprawiedliwić człowieka z zaniedbania tego, co najważniejsze: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł?” (Mk 8, 36)
„Trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać”. Chrystus wypowiadając te słowa wiedział, co mówi. Człowiek, który nie pozwoli się przeniknąć duchowi modlitwy, prędzej czy później zostanie opanowany przez ducha tego świata: przez ducha pychy, egoizmu, chciwości, nieczystości, nienawiści itd. „Człowiek dwom panom nie może służyć” (Łk 16, 13). Albo Panem naszym będzie Bóg, albo zapanuje nad nami „książę tego świata”, który nie ma nic wspólnego ze służeniem Bogu.
Człowiek musi wybierać, komu chce służyć, komu chce zadedykować swoje życie. Spotykamy się z ludźmi całkowicie zanurzonymi w docze-sności, opanowanymi przez pieniądz, seks, karierę. Spotykamy także tych, którzy zaprzedali dusze duchowi ciemności, nienawiści, wrogości wobec Boga i Kościoła. „Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7, 16). Człowiek, który zerwał więź z Bogiem, jest zdolny do największych zbrodni przeciw Bogu i ludzkości. Kto nie jest zwrócony ku Bogu, ten siłą rzeczy zwraca się ku pie-kłu, które z wolna zaczyna nosić we własnym sercu.
Dlatego Chrystus w Ogrójcu upomina uczniów: „Módlcie się, aby-ście nie wpadli w pokuszenie”(Mt 26, 41). Modlitwa odrywa nas od piekła, od ciele-sności, od „światowości”, od tej całej siły ciążenia ku ziemi, ku złu mo-ralnemu. Modlitwa oczyszcza atmosferę naszej duszy, spala w niej to, co grzeszne, oziębłe, światowe, co niebezpieczne dla naszego zbawienia. Modlitwa napełnia nas nową treścią, nowym życiem, nowym tchnieniem. Tym tchnieniem jest sam Duch Święty, Trzecia Osoba Trójcy Przenaj-świętszej. Gdzie panuje Duch Boży, tam musi ustępować duch tego świa-ta i duch zły.
Dlatego nie wystarczy odezwać się do Boga rano i wieczorem, rzucić niejako ochłap modlitwy Panu Bogu, by potem przez cały dzień mieć spokój. W ten sposób nigdy nie osiągniemy ducha modlitwy, jakiego nam życzył sam Chrystus: „Módlcie się, a nigdy nie ustawajcie”. Nie ustawać w modlitwie, znaczy przenieść ją do wszystkich innych czynności dnia, przepoić nią nasze prace i cierpienia, nasze kontakty z ludźmi i światem. Chrześcijanin jest przeznaczony do oddychania modlitwą, jak płuca są przeznaczone do oddychania powietrzem.
Chrześcijańska duchowość bez modlitwy gorliwej, wytrwałej, ufnej i ogarniającej całe życie człowieka, figurą bez kształtu, jest formą bez treści; może nawet piękną formą – ubraną w sztukę muzyczną i architektoniczną, dostojne rytuały, wzniosłe słowa – ale niestety pozbawioną ducha, Ducha Bożego…
Pewien stary proboszcz powiedział kiedyś, że duchowość bez modlitwy jest jak sacharyna, słodzik, którego używają diabetycy: wprawdzie daje chwilowe uczucie słodyczy, ale nie krzepi.
Gdy słabnie modlitwa, słabnie wiara, a wzrasta podatność na grzech. Prosper z Akwitanii żyjący w V wieku mówił: Lex orani lex credendi. To znaczy prawo modlitwy jest prawem wiary- czyli jak się człowiek modli, tak wierzy.
Bóg jest z nami zawsze i wszędzie, od rana do wieczora, nigdy nas nie spuszcza ze swoich oczu, nigdy nas nie zostawia sierotami. Dlatego i my, jako Jego dzieci, musimy być z Nim nieustannie razem, Nim żyć, oddychać, promieniować, spełniając jednocześnie wszystkie obowiązki, jakie na nas nałożył Bóg. Obserwowaliśmy Jana Pawła II, jak on nieustannie zanurzony był w modlitwie, skupiony na Bogu, którego w sobie nosił, speł-niając równocześnie tysiące czynności, jakie na niego nakładał Urząd Piotra naszych czasów.
Modlitwa chrześcijanina jest jak tchnienie ogromnej przepaści bez dna. Psalmista mówi: „Głębia przyzywa głębię hukiem wodospadów. Wszystkie Twe nurty i fale nade mną się przewalają” (Ps 42, 8). To znaczy im bardziej wchodzimy w głębię duszy podczas modlitwy, tym bardziej odsłania się przed nami głębia Bożej Tajemnicy.
Frederick Faber pisze:
„Modlić się nieustannie, modlić się zawsze znaczy odczuwać wciąż słodką potrzebę modlitwy, łaknienie modlitwy. Podczas modlitwy łaska staje się oczywistą, niemal dostrzegalną. Nic więc dziwnego, że wraz z nią krzepi się nasza wiara i rozpala miłość. Najboleśniejszą stroną ciężkiej pracy bywa niemożność oddawania się modlitwie oraz znużenie, podcinające nasze siły, zanim nadejdzie czas na modlitwę, albowiem siły fizyczne są bardzo potrzebne, by dobrze się modlić.
Na skutek pociągu do modlitwy wytwarza się w nas zwyczaj stałego poświęcenia pewnych chwil modlitwie myślnej lub ustnej. Ten nawyk stałego zwracania się do modlitwy nie stwarza nie stwarza jeszcze oczywiście sam przez się męża modlitwy. Jednak i Bóg nie ześle swego ognia, dopóki my nie zdobędziemy się na stos ofiarny. Dlatego musimy sobie przyswoić akty strzeliste i mieć pewne westchnienia przygotowane, nie zaniedbując przy tym modlitw samorzutnych, wyrywających się ku niebu w ciągu dnia z naszych gorących serc. Zresztą z czasem wytwarza się w duszy pewne jak gdyby ciążenie myśli ku Bogu, które rodzi się z miłości oraz z ciągłej pamięci o obecności Bożej, na zewnątrz zaś objawia się modlitwą, pochodzącą od prośby do dziękczynienia, od dziękczynienia do uwielbienia, od uwielbienia do wstawiania się za innymi, stosownie do różnych stanów duszy, bez jakiegokolwiek zamieszania czy świadomego wysiłku”.
W modlitwie zdobywamy siły, żeby iść dalej, żeby wykonać do końca to, czego domaga się od nas Pan. A dzie-je się tak zarówno w życiu kapłana czy zakonnicy, jak i mat-ki, ucznia... Dlatego diabeł bardzo stara się o to, żebyśmy porzucili swoją codzienną modlitwę lub odmawiali ją nie-dbale. Święta Teresa z Awili pisze: „Wie bowiem ten zdrajca, że dusza, która trwa na modlitwie, jest dla niego stracona i że wszystkie upadki, które mogą się zdarzyć, pomagają jej później, w dobroci Bożej, dokonać większego skoku w służbie Panu”. Ludzie, którzy znajdowali się blisko Boga, mówili nam o wielkim znaczeniu modlitwy w życiu chrześcijańskim.
Modlitwa jest mocnym fundamentem dla wytrwałości, gdyż „ten, kto nie przestaje zdążać naprzód - poucza Święta Teresa - jakkolwiek późno przychodzi, to jednak przy-chodzi. Zagubienie drogi to nic innego jak zaniechanie modlitwy”. Dlatego powinniśmy się do niej starannie przygotowywać: powinniśmy sobie uświadamiać, że znaj-dujemy się w obecności żywego i uwielbionego Chrystusa, który nas widzi i który nas słyszy, tak jak tych, którzy przy-chodzili do Niego, kiedy przebywał na ziemi w sposób wi-dzialny.
W Księdze Rodzaju czytamy, że „Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzech ludzi naprzeciw siebie. Ujrzawszy ich podążył do wejścia do namiotu na ich spotkanie. A oddawszy im pokłon do ziemi rzekł: «O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!»” (Rdz 18, 1-3). Abraham udziela gościny trzem tajemniczym Postaciom, do których zwraca się jako do jednej osoby. Jest to jeden ze starotestamentowych tekstów, które zapowiadają prawdę o Trójcy Przenajświętszej, o Bogu Trójjedynym.
Oto Bóg przychodzi do Abrahama, zasiada przy jego stole w cieniu drzew. Nawiązuje się bardzo zwyczajna i serdeczna rozmowa, nie pozbawiona jednak oznak najwyższego szacunku ze strony Abrahama wobec Gościa.
Co to znaczy, że Abraham siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Najgorętsza pora dnia – jest wtedy, gdy człowiek jest najbardziej znużony, ma najmniejszą ochotę na czuwanie. A Abraham czuwał i wtedy właśnie przyszedł do Niego Pan. Pan Bóg cały czas czeka na naszą modlitwę. Może być tak, że właśnie wtedy, gdy mamy najmniejszą ochotę na modlitwę, Pan Bóg czeka na nas ze swoją łaską, chce nam wyjść na spotkanie.
Jakże inaczej wygląda dzień, w którym ze spokojem, z miłością zadbaliśmy o te chwile rozmowy z Panem słuchającym nas bardzo uważnie! Jaka radość płynie z przebywania z Chrystusem! „Popatrz, jak wiele nieuzasadnionych racji podsuwa ci nieprzyjaciel, byłeś się nie modlił: «Nie mam czasu» - podczas gdy tracisz go usta-wicznie; «To nie dla mnie»; «Mam serce oschłe»... Mo-dlitwa nie polega na mówieniu lub odczuwaniu, lecz na miłości. A kocha się, usiłując powiedzieć coś Panu, cho-ciaż nie mówi się niczego”.
W jakim nadprzyrodzonym stanie utrzymuje się człowiek, który modli się nieustannie. Faber pisze:
„Żyje on jak gdyby na innej planecie niż pozostali ludzie. Inne też jest jego otoczenie – obcuje z Bogiem Jezusem, Maryją, Aniołami i Świętymi. Współżycie z nimi stanowi ukryty mur jego myśli jego myśli i często oddziałuje na jego sposób wyrażania się. Jego dążenia, nadzieje i ukochania nie są te same, co u innych osób. Ilekroć do czegoś się zabiera, zawsze czyni to inaczej niż inni. Inaczej też odbiera swoje sukcesy. Nic go zaiste tak nie różni od człowieka światowego, jak właśnie owo zachowanie się w powodzeniu, przeniknięte duchem nadprzyrodzonym, nieziemskim – duchem tajemnicy Wcielenia.
Jego spojrzenie na świat – mimo całej swej precyzji i jasności – jest niezwykłe, ponieważ patrzy nań oczyma Kościoła i rozsądza wszystkie relacje i odległości między rzeczami zależnie od tego, jak odnoszą się do owego punktu ogniskowego, jakim jest wiara. Jego uczucia są tak skupione, że w oczach najbliższych uchodzi za człowieka bez uczuć, zaś ludzie znający go niezbyt dobrze widzą w nim serce zimne, ogołocone z przyrodzonych uczuć, niewrażliwe na więzy krwi i ciepło ogniska rodzinnego. Zresztą spokojne usposobienie, osiągane dzięki modlitwie, nie sprzyja bynajmniej tym dziełom i osiągnięciom, które cieszą się poważaniem świata, ponieważ sprzeciwia się owej i nieznającej spoczynku gonitwie, przez które się ją osiąga.
Ów wpływ modlitwy uwidacznia się w sądach i ocenie ludzi, zdarzeń i rzeczy, daje się odczuć w mowie, wszystko, przesyca swoim spokojem. Zaznacza się w postępowaniu z innymi i bywa główną przyczyną pozornego braku serdeczności dla nich. Tak się przedstawia obraz człowieka, którego władze, uczucia, a do pewnego stopnia i zmysły, opanował duch modlitwy. Zdawać by się mogło, że jego urok będzie podbijał serca ludzi niczym obecność anioła. Tak jednak nie jest, albowiem jego piękność jawi się dopiero w świetle nadprzyrodzonym. Świat widzi w człowieku modlitwy tylko niezwykłość i nieporadność cudzoziemca, w czym do pewnego stopnia ma słuszność.
Jednak mimo wszystko człowiek ten pozostawia po sobie pewne wrażenie, podobne jak Najświętszy Sakrament u protestantów, gdy niepostrzeżenie znajdą się w jego obecności i śpiesznie odchodzą. Właściwe Bogu i rzeczom Bożym jest bowiem pozostawianie po sobie wrażenia i pobudzanie innych do refleksji”.
Postanówmy sobie nigdy nie opuszczać modlitwy, poświęcać jej możliwie jak najlepszy czas, wybierać na modli-twę jak najlepsze miejsce - przed Najświętszym Sakramen-tem, jeżeli pozwalają na to nasze zajęcia.
verte