NOWA STRONA INTERNETOWA

Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych.


DS 22-24.10.10-modl-4h

Przeszkody w modlitwie

Jest pięć przeszkód naszych wymówek na naszej drodze do dobrej modlitwy. Oczywiście te pięć przeszkód nie wyczerpuje tego tematu. Ich jest znacznie więcej. Ojciec ciemności, ojciec kłamstwa, cały czas pracuje nad nami, abyśmy nie dochodzili w naszej relacji do spotkania z Bogiem na modlitwie. On robi wszystko, abyśmy jak najmniej poznali siebie, to, kim jesteśmy, jakie mamy zadania jako chrześcijanie i w którą stronę mamy iść z tymi zadaniami, by rzeczywiście zrealizować swoje powołanie.

Kiedy sięgniemy do Księgi Wyjścia to każdą z tych relacji możemy znaleźć, jaką Bóg podejmuje z Mojżeszem.

Pierwszą taką przeszkodą, żeby nie rozpocząć takiej owocnej, dobrej modlitwy – to jest nasze mniemanie o samym sobie. My mówimy tak jak Mojżesz (Wj 3, 11) „A Mojżesz odrzekł Bogu: «Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?»” Ja nie jestem nikim specjalnym. Dlaczego miałbym, wchodzić w kontakt z Panem Bogiem? Dlaczego Pan Bóg miałby akurat do mnie przemawiać? Dlaczego miałbym mieć relacje z Panem Bogiem, skoro jestem taki zwykłym człowiekiem, niczym się nie wyróżniającym, żyjącym sobie na uboczu. Mam swoje sprawy, swoje problemy. I ta przeszkoda paraliżuje nas do tego, byśmy nie wchodzili w miłość. Ulegamy temu, skoro nie jesteśmy nikim specjalnym, nie mamy jakichś wielkich darów, charyzmatów, no to gdzie nam do jakiejś głębokiej modlitwy. Jest to ogromne kłamstwo złego ducha, bo w oczach Bożych mamy wielkie znaczenie.

Kiedy prześledzimy Stary i Nowy Testament, to widzimy nieustanne słowo Boga wypowiadane do nas, że wyrył nas na obu swoich rękach. „Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną” (Iz 49, 16). Jezus Chrystus dało sobie ręce przybić do krzyża za mnie, za to, żebym ja miał życie. Tyś moim – mówi Bóg. A w Księdze Ozeasza Bóg mówi: Oto przytulam cię do mojego policzka. Jesteś jak niemowlę, które biorę w swoje ręce. Widzimy wtedy, kim my naprawdę jesteśmy.

Kiedy zajrzymy do Księgi proroka Jeremiasza, czy Izajasza „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą” (Iz 54, 10). Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie” (Ps 27, 10) – mówi Pan. Wszystko się zmienia. Wszystko się zmienia, rzeczywistość zmienia się dookoła nas, ale miłość Boga jest niezmienna.

Nie jestem nikim specjalnym – wypowiadamy to słowami Mojżesza – to kłamstwo demona. Panie Boże, ja się na to kłamstwo nie zgadzam! Nasza modlitwa jest często monologiem. My nie dajemy czasu Panu Bogu, żeby do nas mówił, bo my nie wierzymy w to, żeby w ogóle Pan Bóg chciał do nas coś powiedzieć.

Człowiek ze swej natury jest istotą złożoną, który łączy w sobie dwa światy. Przede wszystkim jest dziełem Boga, od którego wziął początek i do którego winien dążyć jako do celu ostatecznego. Dlatego jesteśmy kimś specjalnym dla Boga. Bóg pokazuje nam ten cel, pokazując nam, kim jesteśmy przed Nim samym.

Druga przeszkoda – kiedy już mamy się spotkać z Bogiem – mówimy – co ja Bogu powiem. Powielamy błąd Mojżesza. Kim mam być? W formacji Wspólnoty Szemenech jest takie rozdzielenie dwóch aspektów naszych relacji do Boga. Ta wspólnota działa na całym świecie, a wywodzi się z Francji, całą swą duchowość opiera na dwóch płaszczyznach. Pierwsza płaszczyzna to poznawanie tego, co jest w moim życiu dziełem Boga i dzieło dla Boga. Bardzo często stajemy przed Panem Bogiem jako ci, którzy chcemy coś dla Pana Boga zrobić. Stąd bierze się nasza pobożność, nasze dobre uczynki, nasze różnego rodzaju akcje, nasze zaangażowanie mniejsze lub większe. I okazuje się, że, jeżeli robimy coś dla Pana Boga, owoce tego działania są albo bardzo małe, albo wcale ich nie ma. Bo jest to robienie czegoś dla Pana Boga.

Problem tkwi w tym, że my przed Panem Bogiem bardzo często nie jesteśmy w stanie stanąć po, żeby Pan Bóg robił w nas swoje dzieło. W wymiarze praktycznym polega to na tym, że w każdej sytuacji. W każdej sprawie, którą podejmujemy – powinniśmy pytać, czy tej sprawy chce od nas Pan Bóg. Może się okazać, że wchodzimy do ciemnego pomieszczenia i idziemy i nieustannie potykamy się o jakieś przedmioty i mamy pretensje do pana Boga: Panie Boże, dlaczego Ty mnie tak prowadzisz? Dlaczego jest mi tak źle w tym prowadzeniu. Możemy nieustannie stawiać zarzuty Panu Bogu – dlaczego tak się dzieje. A Pan Bóg, jeślibyśmy zaczęli Go słuchać, powiedziałby nam jedno: Słuchaj, a dlaczego idziesz po ciemku? Dlaczego nie zapalisz światła? No, Panie Boże, nie wiedziałem, że jest światło.

Dzieło Boga, a dzieło dla Boga. Jeżeli staję do modlitwy i jeżeli proszę, aby Bóg czynił we mnie więcej, aniżeli ja rozumiem, niż ja pojmuję, niż mogę nawet wymyśleć w najlepszy sposób, to odkrywam, że Bóg będzie mnie prowadził w konkretne sytuacje. Będzie mi dawał konkretnych ludzi, którzy ze mną będą podejmować to, co podjąć należy w określonym czasie i w określonym miejscu.

Dzieło Boga we mnie to jest postawa Marii na modlitwie. Maria nie krzątała się koło placków tak jak Marta – a Jezus powiedział, że Maria wybrała najlepszą cząstkę, której nigdy nie będzie pozbawiona. Marta chciał w swej aktywności więcej, niż Jezus chciał od niej w tym momencie. Dzieło Boga, a dzieło dla Boga. Co ja robię, co ja powiem na modlitwie? Nic nie musisz robić, nic nie musisz mówić. Po prostu: Bądź! (Proboszcz z Ars i modlący się wieśniak w kościele. Ja patrzę na Jezusa, a Jezus patrzy na mnie).

Jeżeli moja modlitwa ma być dobrą modlitwą, muszę znaleźć czas na to, żeby nie robić nic. Alesandro Pronzato mówi: „Popatrzcie na piasek, na wydmy. Całe te tony piasku leżą, a kiedy zawieje wiatr, przenosi je z jednego miejsca na drugie”. My jesteśmy często aktywistami, często biegniemy, żeby coś zrobić, czego zupełnie nie chce Pan Bóg. Nie martw się – jeżeli Bóg powołuje cię do jakiejś misji, to da ci ludzi, da ci pieniądze, da ci sposób działania, da ci pieniądze, wszystko ci da, a nawet więcej – ty zrób tylko jedno – uwielbiaj Go. Pan Bóg przez usta Natana mówi do Dawida: „Dałem ci dom twojego pana, a żony twego pana na twoje łono, oddałem ci dom Izraela i Judy, a gdyby i tego było za mało, dodałbym ci jeszcze więcej” (2 Sm 12, 8). Stań na modlitwie, wznieś ręce i powiedz: Panie, jestem prochem, jestem niczym.

Użyj mnie! Jeżeli jest to twoje dzieło, a jeżeli nie, to po co ja mam się zabijać? Mam robić coś przeciw Tobie? Bez sensu. Okazałoby się, że walczę z Tobą. Robię dzieło dla siebie na swoją chwałę! Panie, zobacz, jak jestem porządny. Dlaczego błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty nakazał swoim siostrom tyle czasu poświęcać na modlitwę. Żeby nie utonęły w aktywności, żeby robiły to, co Bóg chce.

Nieraz ktoś mówi: Co ja Panu Bogu powiem? Jak powiem swoje słowa, to może Go obrażę, może to będą takie słowa, jak nie powinno być. Dziecko przed kochającym Ojcem się nie boi. Wie, że nic nie może już zepsuć, bo i tak wszystko popsuło. Święty Józef Sebastian Pelczar mówi, że chrześcijanin całe swoje życie wewnętrzne i zewnętrzne układać według woli Bożej objawionej przez Chrystusa w Kościele, aby w swoich myślach, słowach i czynach stał się podobny do Niego.

Na tym właśnie polega życie chrześcijańskie. Jak to się wpisuje w życie modlitwy. Stać się podobnym do Jezusa. A jak ja cierpię, jak ja nic nie mówię na modlitwie. Jak bardzo cierpiał Jezus w Ogrójcu, kiedy doznawał takiego trudu na modlitwie. Czy my chcemy uciec od tego? Czy nasza modlitwa ma być dla nas obżarstwem duchowym. Tak się pomodliłem, że już lepiej się nie dało. A jak się tak nie pomodliłem, jak bym chciał, to nie wiem, czy Pan Bóg mnie wysłuchał, czy Pan Bóg był zadowolony z mojej modlitwy. Nie czułem dzisiaj, że mam pójść do kościoła i nie poszedłem. Skoro czujesz, że nie czujesz, to i tak czujesz. A że nie czujesz, jak byś chciał, czy nie chciał czuć, to już jest twój problem.

Bóg dokonuje w nas dzieła z nami, nawet wtedy, gdy nie czujemy. Życie wewnętrzne i zewnętrzne opiera się na decyzji. Bo istotą wiary jest decyzja. Jeżeli ja decyduję się na relacje z Bogiem, to ja nie muszę stawać na uszach, nie muszę kombinować, nie muszę szukać nadzwyczajności. Jak bardzo cierpiała siostra Faustyna Kowalska, gdy miała takie różne iluminacje. My byśmy może tak chcieli, i ludzie by patrzyli na nas, jak na dziwaków. Często nie wiemy, o co prosimy. Życie wewnętrzne, twoje życie wewnętrzne, wynikające z decyzji, którą podejmujesz, jest kształtowane przez twoją zewnętrzność. Człowiek prawdziwie ewangelizowany, czyli ten, który przyjął Dobrą Nowinę do swojego serca, do swojego wnętrza, żyje duchem Jezusa Chrystusa, mentalnością Jezusa Chrystusa – to człowiek, który nieustannie podejmuje decyzje wiary, niezależnie od tych wszystkich emocji, które mu towarzyszą i zamienia tę decyzję wiary podjętą w sercu na konkretne uczynki, wprowadzając Chrystusa w poszczególne płaszczyzny swojego życia. Od sfery religijności, poprzez sferę seksualności, poprzez relacje społeczno-ekonomiczne, polityczne, gospodarcze.

Święty Paweł mówi: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia” (Rz 10, 9-10). Wyznać ustami – to jest czynność zewnętrzna. W sercu uwierzyć – to jest decyzja wiary. Wtedy osiąga się zbawienie, bo sercem przyjęta wiara – czyli decyzja – wiara w to, co objawił mi Bóg, prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej – czyli konsekwencja wynikająca z decyzji prowadzi do zbawienia. A więc chodzi o to, aby podejmować decyzję w sercu i potem ją wyrażać na zewnątrz.

Trzecia przeszkoda. Jak w rozwoju sił fizycznych i umysłowych wyróżnia się trzy okresy – wiek dziecięcy, młodzieńczy i dojrzały – tak w życiu duchowym można wyróżnić trzy stopnie, które teologowie nazywają trzema drogami – to jest droga oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. To jest to coś, co przeżywamy w życiu modlitwy na przestrzeni naszego rozwoju jako ludzi. Ale tak naprawdę te trzy drogi mieszają się ze sobą. Nie ma tak, że skończył się etap oczyszczenia, a teraz zaczyna się etap oświecenia a potem zjednoczenia.

Mojżesz, kiedy spotykał się z Panem Bogiem – to zarzucał Panu Bogu – „A jeśli nie uwierzą i nie usłuchają słów moich, mówiąc, że Pan nie ukazał mi się wcale?” (Wj 4, 1) – to był jego brak wiary. Jeśli zakładamy, że nasza wiara nie przechodzi nieustannie rozwoju, jeżeli nie ma w naszym życiu tego, co nazywamy dezintegracją pozytywną, to rzeczywiście mamy się czego obawiać. Człowiek w życiu duchowym, w przestrzeni modlitwy, w przeżywaniu relacji – jest zaproszony do tego, żeby widzieć, jak Bóg przeprowadza w nim ten proces duchowego rozwoju, w którym on umiera, umiera stary człowiek, by mógł się rodzić nowy człowiek.

Kiedy w mieszkaniu nie mieszczą się meble, rodzina się rozrasta, zięć się sprowadził, rodzą się dzieci, zaczyna się robić ciasno – i jeżeli jest możliwość podniesienia dachu – to ta rodzina zrywa dach dobudowuje piętro i dom robi się większy. To jest dezintegracja pozytywna – czyli zniszczenie czegoś, żeby coś nowego mogło zafunkcjonować. Bóg tak naprawdę robi to cały czas w nas. Bóg i w modlitwie i przez drugiego człowieka wyprowadza nas z tego etapu oczyszczenia, że my się odrywamy od czegoś, że pozostawiamy swoje schematy myślenia, że się od tego odrywamy, co jest dla nas ważne. On to wszystko nam pokazuje i rozświetla, by wprowadzić na w to smakowanie Jego obecności, pokazać nam, co On może nam dać. Prowadzi nas do tego, co święty Jan od Krzyża nazywa zaślubinami z Bogiem – czyli takim przeżywaniem relacji z Bogiem, że człowiek już niczego nie potrzebuje. Człowiek jest tak pełen Boga, że jego serce jest spokojne, bo spoczęło w Bogu. Człowiek w swoim wnętrz przeżywa Królestwo Boże.

Nasze modlitwy bywają często pełne iluzji i oszustwa. My chcemy Pana Boga wciągnąć w nasze gry. Modlitwa nie jest po to, żeby Pan Boga przekonać. Modlitwa jest po, żebyśmy się my zmienili. Modlitwa to stawanie wobec mądrości Pana Boga, wobec świata Pana Boga, wobec mentalności Pana Boga, wobec tajemnicy Jego Opatrzności. Przychodzę do Pana Boga z szeregiem moich żądań, potrzebuję tego, tego, tamtego… Patrzę na Boga, patrzę na Chrystusa na krzyżu – warto się modlić prze Chrystusem na krzyżu, zanim przedstawimy Panu Bogu nasze żądania. On jest przybity do krzyża, a my chcemy, żeby nam było dobrze i bezproblemowo. Wielu ludzie – jeśli są uczciwi – przyszliby do Pana Jezusa, popatrzyli na krzyż i się zawstydzili. To jest modlitwa. To jest wejście w Jego świat. Modlitwa nie polega na tym, że my wciągamy Pana Boga w różne nasze gry. My się zmieniamy na modlitwie. „Modliłem się i dano mi zrozumienie, przyzywałem i przyszedł na mnie duch mądrości”. Bóg często nie daje nam tego, co chcemy. Najczęściej nie daje nam ryby, daje nam wędkę.

My się na to nie chcemy zgodzić, na żadną dezintegrację pozytywną. Jeżeli spotykamy trudnego człowieka w naszym życiu – to o co my się modlimy – żeby on się nawrócił, a nie modlimy się o własne nawrócenie, byśmy mogli go przyjąć takiego, jaki jest. W nas się nie dokonuje to, czego chce Jezus. A Jezus czeka, abyśmy pełnili Jego wolę. Jezus czeka aż opadną wszelkie sposoby, które wymyślamy na nas samych w naszej pracy nad sobą, abyśmy się stali bankrutami – abyśmy wreszcie powiedzieli: Boże, nic nie mogę zrobić! Tylko Ty możesz we mnie coś zrobić, czego ja zrobić nie mogę. Rób to Boże, bo ja już nie mogę ze sobą. Żeby wybrzmiało w nas to, że najchętniej będę się chlubił z moich słabości, żeby we mnie zamieszkała moc Chrystusa. Wtedy dopiero Bogu rozwiązujemy ręce i może zacząć w nas działać. Jeżeli ja zacznę kochać kogoś kto dla mnie jest problemem, to już więcej być nie może.

Modlitwa ma nas prowadzić w taką głębię spotkania – do zjednoczenia. Każdy z nas ma swoją drogę. Nie ma dwóch identycznych dróg do świętości. Każdego człowieka Pan Bóg prowadzi oddzielną drogą i nie możemy się z nikim porównywać. Bóg kocha nas za nic! Nasza miłość, jeśli to przyjmiemy jest wynikiem odpowiedzi na tę miłość.

Czwarta przeszkoda w życiu modlitwy. Święty Sebastian Józef Pelczar pisze: „Jeżeli jednak z twojej strony nie braknie dobrej woli i modlitwy, Bóg sam będzie cię wspierał, umacniał tak, że jak orzeł wzbijesz się na wyżyny, które dziś wydają ci się niedostępne”. Bóg sam będzie robił w tobie to, czego ty robić nie możesz. Bóg chce w nas robić więcej, niż my możemy pomyśleć, czy zrozumieć. Warunek jest jeden – otwartość na Jego dzieło w nas i posłuszeństwo w tym, co On chce w nas zrobić. Bóg daje nam pragnienia, których nie możemy zrealizować, abyśmy mogli Mu je ofiarować. Kiedy człowiek to Bogu ofiaruje, często przestaje to pragnienie być problemem. Wynika to ze stawania w prawdzie przed Bogiem.

Piąta przeszkoda. Co jest najgorsze na modlitwie? Kiedy Bóg przekonał już Mojżesza do jego zadania, Mojżesz powiedział. Ja i tak nie pójdę. I to jest najgorsze. Jeżeli Bóg daje nam argumenty, żeby za Nim iść, daje nam odpowiedzi, jak mamy to realizować, a ja mówię – i tak nie pójdę, nie wejdę w głębię modlitwy, nie chcę spotkania z Tobą – to Bóg jest bezradny. Nikt nie może w nas zrobić za nas tego, co my mamy zrobić wzglądem pana Boga. Święty Augustyn powiedział: „Stworzyłeś nas, Panie, bez nas, ale nie możesz nas zbawić bez nas”. A święty Proboszcz z Ars mówi o 99 krokach Boga do nas – to w tej decyzji jednego naszego kroku w kierunku Boga wyraża się cała tajemnica naszego spotkania z Bogiem. Święty Józef Sebastian Pelczar tak pisze: „Bądź wierny Bogu, nie tylko w rzeczach wielkich, ale i w małych. Mężnie dźwigaj krzyż życia i oddaj się Bogu całkowicie, całkowicie woli Bożej. Nie odmawiaj Bogu żadnej ofiary, jakiej od ciebie zażąda”.

                                                                                                                                            

                                                                                                                          verte